Akramia partyzanaŭ, rodnyja našy bary i dubrovy spradvieku słavutyja hrybnymi miaścinami. Va ŭdały hod jakich tolki hryboŭ nie znojdzieš u lesie: kabyły, katoryja ŭ našaj radni nie jeść nichto, bałacianki, što čarva nie biare, lisički, za ich hrošaj vyručajuć bahata. Machavički, babki, polskija — radyjacyju chacia i ciahnuć, dy ŭ słoiku hoža hladziacca. Baraviki ŭ aksamitnych kapialušykach! U piečy vysušyš, zimoju ŭ boršč ukinieš — na ŭsiu chatu pachnie, kazłam nie raŭnia, tyja tak i ssochnuć na blasie. Možna časam dla proby i zoncika padniać. Bo pa vidu jon hryb, a pa smaku jon kura. Nu, hruździ, kaniešnie, tolki na zasołku iduć. Jak paŭkaša nahrob, dyk damoŭ niasi, a kali jakija dva hryba — dyk vykiń — bolej kłopatu budzie, čym taho najedku. Pad vosień traplajucca ryžyki — na videlec nakoleš, vinčyka trochi voźmieš — smakata!

Ale sivyja babulki najbolš šanujuć nie toj hryb, što kormić, a toj što hoić i viasiołkaju zaviecca! Staryja ludzi — jany znajuć… Kažuć, ad usiaho lečyć, i ŭsie ŭračy im lečacca! Voś jak. Viasiołka — heta jon kali pa-kulturnamu, kali pa-prostamu, dyk — vaniučy hryb. Chacia j śmiardziučy, a duža hajučy! Zavitajcie ŭ jahonym tavarystvie ŭ dalokuju zakinutuju viosku, pastukajciesia ŭ lubuju chatu — i kožnaja, kožnaja staraja, što ŭžo piać hadoŭ jak na dvor nie vychodzić, ažno padskočyć u łožku. Uzradujecca vam, niby paštaru ŭ dzień piensii, i abaviazkova raspaviadzie niekalki historyj vyratavańnia ad niemačy. Pačujecie, jak u piaćdziasiat čaćviortym hodzie, kali budavali chatu, pasablała jana mužu biarvieńni nasić, dy zahnała skabku ŭ ruku: «Zahnaiłasia taja ruka, ažno ŭsia siniaja stała! Tady prykłała hryba — jon usio za noč i vyciahnuŭ! A to jašče było niekali: pryjechaŭ u vodpusk Vasieŭ brat z Uść-Ilimsku, i schapiŭ u jaho žyvot. Jak padjeść, dyk krykma kryčyć, i nijakija tabletki rady nie dajuć. A śviakrova voźmie, hryba nalle — tutaka jaho i adpuścić»… Pačujecie i pra niejkuju Vandu Karaŭku, što «ŭsio pa bolnicach lažała, bo ŭračy ŭ jaje niešta niecharošaje pryznavali. A tady ŭciakła taja Vanda dachaty, nastojała na samahoncy trochlitrovy słoik hrybu, vypiła jaho ŭvieś, akryjała, paśla šče siem hadoŭ žyła i pamierła ad staraści…»

Zaźziaje babka, jak soniejka vielikodnaje, pryhadaŭšy svaju z hrybam minuŭščynu, i huknie dačku ci ŭnučku: «Lida, Lida! Kidaj ty hetyja ślivy, čort ich nie voźmie. Niasi harełku, što mnie na śmierć zakapali. Tre čałavieku za leki adździačyć». Pokul budziecie častavacca za stałom, prysuniecca susiedka, pahladzieć, što tutaka robicca. Viedama, nieznajomy čałaviek — navina, a jak z hrybam, dyk naohuł — padzieja! Susiedka zajzdrośliva zirnie na znachodku, spytaje, dzie padniaŭ, dy skrušliva pažalicca: «I ŭ mianie ž cełaja litra była nastojena, pokul ziać, pjanica, nie ahledzieŭ i ŭsio čysta nie vyžłukciŭ! Hałoŭnaje, akacyju nie čapaje i čarviakoŭ daždžavych nie čapaje, zdaroŭje bieraže, baicca atrucicca. A hryb,viedama, i pachmielicca, i palečycca, tak i źničtožyŭ. A viasiołka ŭ chacie na ŭsialaki vypadak treba, kab była abiazacielna! Vo maja Hala ŭ niadzielu pryjedzie, pojdziem u les pašukajem…»

Staryja ludzi, jany znajuć…

A viasiołka — i sapraŭdy dzivosny hryb.

Pa-pieršaje, ź jajka raście. Jajki jašče bolš hajučyja. Navat u kazkach pra Kaščeja žyćcio jahonaje jajka baronić, dyk toje jajka nie z-pad kury było, a z-pad hryba śmiardziučaha. Voś u čym sakret nieŭmiručaści! Kazki — heta vam nie aby-što, a mudraść narodnaja!

Pa- druhoje, znajści hryb ciažka, navat kali miaściny viedaješ, nie va ŭsiakuju paru jon byvaje. Raście ŭ vilhotnych listotnych lasach, pad zialonymi šatami mahutnych hrabaŭ, zialonych alešynaŭ. Adčujecie — padłaju śmiardzić, idzicie na toj smurod, pakrucicie hałavoju pa bakach, pryhledźciesia pilna — i voś jany, śmiardziučyja hryby, tyrčać ź ziamli jajki, lažać biełyja streły!

A zdarajecca, naporašsia na viasiołku źnianacku, kali zusim nie pa hetych spravach idzieš, i ŭ samych niečakanych miescach. Bo ščaście stukaje ŭ dźviery, kali jaho nie čakaješ. Viedama, svaju dolu nie abydzieš, nie abjedzieš!

Voś i susiedzi maje — Tania Škaruba i Chviedźka — ni ŭ jakija hryby nie źbiralisia, ni na što nie raźličvali. Prosta rašyli zvadzić dziaciej pieršaha vieraśnia ŭ zaasad. A čamu ž i nie prahulacca? Jany nie ałkašy jakija, siamja paradačnaja, jak usie. Jašče siastru Taninu mienšuju z saboju ŭ zaasad uziali. Jana ž spartyŭny kaścium na vychad sabie kupiła. Štany sinija, kochta zialonaja aksamitnaja, na śpinie bliskučymi litarami vyšyta «Ihuana». Pryhažość nievymoŭnaja, a pakazać niama dzie! Zvać siastru Anžełaju, tady moda na takija imiony była. A Škarubavych dziaciej — Danikam i Lizaju. Ciapieraka ŭsie paradačnyja ludzi tolki tak dziaciej i nazyvajuć, nu i Tania z Chviedźkam nie horšyja.

Pajechali, značyć, u zaasad jany ŭsie razam. Pryparkavalisia. Kupili viadro papkornu na ŭsich i siemačak. A zaasad naš — u pryharadnym lesaparku, toj samy les, tolki ściežki plitkaju vykładzienyja.

Špacyrujuć Škaruby pa tych ściežkach, pavietram, značyć, dychajuć, dzieci papkorn jaduć, Anžełka ŭ novym kaściumie pobač idzie, siemački łuzhaje, azadkam u novych sparciŭkach krucić. Karaciej — usie atrymlivajuć asałodu ad siamiejnaha adpačynku. Ciešacca žyćciom, pieražyvajučy, jak toj kazaŭ, najlepšyja jaho momanty. Na miadźviedzia padzivilisia. Paśla dzika pabačyli. Padśvinak jak paśvinak, tolki ŭ poŭści ŭvieś i chudavaty, sała, moža, na dva palcy, dy i toje sivieram pachnie. Dzieci ŭsio kala raboha trusa krucilisia, pahładzić chacieli, pokul Tania na ich nie hyrknuła, maŭlaŭ, adydziciesia, a to ŭkusić za palec katoraha, dyk budzie tady, iznoŭ vožkajsia z vami. Na rabocie i tak z-za balničnych źjeści hatovy!

Nu, što rabić? Pasunulisia na dzikabraza hladzieć. Tolki jaho za kratami pabačyli, zdoch musić. Tady Chviedźka j kaža: «Chadziem da zubroŭ i dachaty, chutka futboł pa televizary budzie, kolki možna na suchuju švendacca». Skazać to skazaŭ, tolki pa-jahonamu nie vyjšła. Tania jak paŭlina ahledzieła, tak da miesca i prylapiłasia. Mo čverć hadziny prastajała! «Voj — halokaje — jaki krasavjec!» Aj, praŭda, hałava maleńkaja, sprytnaja, a chvost vialiki, strakaty, z vodbliskami. Amal hetki ž, jak i Anželin kaścium. Pryhažość nievymoŭnaja! Kab mały Danik nie adciahnuŭ maci ad taho paŭlina, dyk, musić, jana tamaka i zastałasia b. Ale ž da zubroŭ treba paśpieć!

Za zaharodkaju ŭ čystym poli paśviŭsia zubryny statak. Vakoł pola — čyhunačnaja kalaina prakładziena, ciahničok ź ludziami biehaje, a na zaharadcy nadpis: «Haradskoje safary. Košt — 10 rubloŭ». 

«Chaču pakatacca, chaču pakatacca…» — pačała kaniučyć dvanaccacihadovaja Liza.

«Zanadta budzie! Pahladzicie adsiul — i dosyć. Hrošy nie lišnija. Tolki z vodpusku, a šče za kvateru płacić», — zapiarečyŭ baćka.

Ale Liza supakojvałasia, a praciahvała kaniučyć:

«Pakatacca, pakatacca».

«Ja ciabie, kabyłu takuju, u subotu pakataju! — nie ściarpieła maci — Za takija hrošy ŭsie razam da samaha Kličava pakatajemsia, jak babie bulbu kapać pajedziem!»

Liza, pačuŭšy pahrozu nakont baby i Kličava, ścichła ŭmomant. Usia družnaja siamja źviarnuła na lasnuju ściažynu. Tamaka mieściłasia jašče adna zaharadź z puchnatym aleniem i papiaredžańnie: «Uvaha! Za vami nazirajuć videakamiery». 

Danik kamierami zacikaviŭsia bolš čym aleniem: «Navošta tut kamieru paviesili?»

«Heta kab alenia nie ŭkrali. Aleń redki, zamiežny. Rohi vialikija, a charaktar, musić, rachmany…» — patłumačyła Anžeła i rušyła naprastki, dzie, kali vieryć ukazalniku, u valjery žyli lisa i piasiec.

Ściažyna viała paŭz ravok, zialonyja šaty nad hałavoju huścieli, ale heta byŭ pravilny šlach, charakterny smurod śviedčyŭ pra toje. Užo i lisičku praminuli, i piasca, źviary charošyja, dy trochi ablezłyja, a smurod usio nie razychodziŭsia, tolki inakšym zrabiŭsia.

— Nu, i śmiardziučyja hetyja lisički, — žaliłasia Anžełka, zachinajučysia kaŭnierykam. Kaścium myć daviadziecca.

Paraŭniałasia ź joju Tania, uciahnuła nosam pavietra i radasna zakryčała:

— Heta nie lisički śmiardziać, heta hryb viasiołka śmiardzić!

— Dyk voś ža jany, u pustazielli pad alešynaju! — adskočyŭšy ŭbok, vyhuknuła Anžełka.

I sapraŭdy tam, miž čystaciełu i krapivy, la čezłaj alešyny, krasavali jajki i hryby. Trochi dalej znajšłasia i jašče adna ładnaja łapieka ź viasiołkami. Uzrušanyja siostry, nie bajučysia abstrykacca krapivoju, sprytna źbirali ich u pakiety. Dzieci biehali pobač i pakazvali znojdzienyja śmiardziučyja skarby.

— Znoŭ uvieś bahažnik zapaskudzicie, jak letaś, kali z Kličava jechali, — kryviŭsia Chviedźka.

— Maŭčy — hety pach jon nam zmałku znajomy! — nie skarałasia Tania.

— Ad bolek nacirku zrobim! — padtrymała siastru Anžełka.

Hrybnikoŭ było nie strymać.

Voś, jak vyjšła dobra: i kvitki apraŭdali, i leki zdabyli, i ŭ hryby schadzili! Tolki Škaruby dachaty viarnulisia — adrazu pa plašku pabiehli, kab parezanyja viasiołki zalić i ŭ ciomnaje miesca pastavić.

Anžele dyk dobra. Taja śpirtu adniekul pryniesła, kab za kania raźličycca. Na subotu ž dahavorvalisia z kaniom, kab razarać barozny i pačać kapać bulbu ŭ maciery.

Hryb — jon enierhiju sonca nie biare, kruchmał nie vypracoŭvaje, usim hatovymi ź ziamli charčujecca, jak čarviak. Choć karani maje jak bulba.

Napałovu raślina, napałovu, značyć, žyvioła — a harełku žłukcić jak čałaviek. Čaćviartušku ŭsmaktaŭ — i jamu mała.

Usio ž taki jość u žyćci miesca sapraŭdnym cudam, što ni kažycie!

Uletku na baćkaŭščynie ŭ huščarach dzikich šukali Škaruby viasiołku — biez tołku! A tut, u horadzie ličy, ludzi natoŭpam chodziać — i na tabie! Praŭdu dziady kazali: dla kožnaha čałavieka svoj hryb jość. Staryja ludzi, jany znajuć… 

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0