Darahi Vicia!

Siońnia tabie 75. Ciažka pavieryć, ale heta tak.

Hałoŭny redaktar, viedajučy pra naša 45-hadovaje siabroŭstva, prapanavaŭ napisać pra ciabie «jak pra čałavieka».

— Epizody, — skazaŭ jon, — samaje cikavaje – epizody…

Epizodaŭ proćma. Moža, i sapraŭdy jany cikavyja niekamu akramia nas, našych žonak i, jak bačyš, hałoŭnaha redaktara?

Moža, i sapraŭdy kamuści cikava, jak niedzie napačatku 70-ch, viartajučysia «s družieskoj popojki» paśla tvajho aficyjnaha ŭvachodžańnia ŭ piśmieńnickaje braterstva, my skrali z tralejbusnaha słupa vializnuju mietaličnuju zorku?

Ty pamiataješ, jakaja jana była ciažkaja? My ciahnuli jaje praz načny horad, chistajučysia ci to ad ciažaru, ci to ad skraźniaku ŭ hałavie, ale daciahnuli da kvatery, pakinuli na leśvičnaj placoŭcy.

A ranicaj jaje ŭžo nie było…

Kab toje zdaryłasia siońnia, ja b vyrašyŭ, što heta papracavali bamžy. Ale jakija tady bamžy?

I siońnia ja dumaju, što nikudy taja zorka nie padziełasia. Prosta niechta dužejšy za nas cichieńka ŭziaŭ jaje toj cudoŭnaj nočču i prymacavaŭ da niebaschiła Biełarusi. I nie tolki litaraturnaha – mienavita Biełarusi. Bo ty i jość dla mianie Biełaruś.

Ale nie taja Biełaruś, što hałasuje. A taja Biełaruś, što hałosić…

Ja praciahvaju ruku da palicy, dzie stajać tvaje knihi, biaru samuju taniutkuju ź ich, pieršuju, i znoŭ praz 45 hadoŭ čytaju pra chłopčyka, jakomu ty daŭ takoje mirnaje, takoje dziciačaje proźvišča – Pryhoda, Dzima Pryhoda.

I znoŭ, jak i sorak piać hadoŭ tamu, kali ŭ časopisie «Novyj mir» ja ŭpieršyniu pračytaŭ «Visakosny hod», bje mianie biaźlitasny kałatun…

Moža ty pamiataješ, jak adzin «historyk i ekanamist», a pa sumiaščalnictvie rasparadčyk resursaŭ cełaj dziaržavy, nadzvyčaj zakłapočany stanam biełaruskaj litaratury, paabiacaŭ u momant adarvać trochi ad hetych resursaŭ tamu piśmieńniku, katory napiša i pakładzie jamu na stoł niešta roŭnaje «Vajnie i miru» Lva Tałstoha. U abiacańni čuŭsia radasny namiok na toje, što resursam ništo nie pahražaje, bo ničoha roŭnaha «Vajnie i miru» u biełaruskaj litaratury niama i nie budzie.

Ja, dziakuj Bohu, resursami nie vałodaju, da taho ž, nie litaraturny krytyk, i mahu, Vicia, skazać prosta: ty – hienij.

Niechta kryva ŭśmichniecca, paličyŭšy heta śćviardžeńnie prychavanym ździekam nad sabratami pa piaru. Niechta prosta paciśnie plačyma. Ty, musić, pačuŭšy takoje, u lepšym vypadku razrahočyšsia, u najlepšym — momantam znojdzieš niepaŭtornaje  słoŭca…

70-ja. Užo napisany «Vysakosny hod» i «Sud u Słabadzie»

70-ja. Užo napisany «Vysakosny hod» i «Sud u Słabadzie»

I ŭsio ž nastojvaju: hienij. I hetym roŭny ziamli i niebu, drevu i travie, vadzie i vietru, ptušcy i źvieru, a taksama hrafu Lvu Mikałajeviču Tałstomu — u tym, jak čuješ ty, i tolki ty, hałasy isnujučaha śvietu. A hałoŭnaje – jak vysiekłaś tvajo Słova z bolu, jakim akryvaviła hety śviet vajna.

Jak vysiakajecca jano z bolu, jakim akryvaviŭ hety śviet i praciahvaje kryvavić Čarnobyl.

Jak vysiakajecca jano z bolu, jakim akryvaviła i praciahvaje kryvavić Paleśsie tak zvanaja mielijaracyja. Z bolu, jakoj stohnuć hinučyja paleskija duby, vyratavańnie jakich možna taksama nazvać tvajoj spravaj žyćcia. «Viedaješ, — skazaŭ ty adnojčy, — i ŭ duboŭ jość pamiać. Užo pasiekli amal usie bary, dzie-nidzie zastalisia duby ŭ adzinocie pasiarod pola, a ŭsio roŭna rodziać pad imi baraviki. Dy jakija!»…

Jak vysiakajecca jano, tvajo Słova, z bolu, jakim akryvaviła hety śviet i praciahvaje kryvavić stalinščyna.

Jak vysiakajecca jano z bolu, jakim ad vieku kryvavić hety śviet suśvietnaje Zło.

Ja znoŭ čytaju tvaju pieršuju knihu, i znoŭ, jak tady, 40 hadoŭ tamu, a, mahčyma, jašče biassprečniej, razumieju, što zdolnaść vymavić hienijalnaje Słova naradžajecca nie stolki ź litaraturnaha daru, kolki z Boskaha daru čuć hałasy žyvych i miortvych, ci to dreva, ryba, źvier, ptuška albo čałaviek. I nie prosta čuć, tym bolš, spačuvać… Nie, samomu havaryć hetymi hałasami, samomu adčuvać bol žyvych i miortvych, i prymać na siabie vinu za hety bol…

Nie viedaju, ci pahadzišsia ty sa mnoj, ale ja ŭpeŭnieny, što ŭsio, što ty napisaŭ dahetul, usie tvaje ramany, apovieści, apaviadańni, kinascenaryi, ese – ad «Visakosnaha hoda» i «Suda ŭ Słabadzie» da «Bunta niezapatrabavanaha prachu», «Skaza pra kata, katory śmiajaŭsia» i «Časa źbirać kości» – vyraśli z žachlivych «pryhod» trochhadovaha chłopčyka, jaki ŭ nieŭśviadomlenaj prazie žyć pakinuŭ na maci, zabitaj askołkam snaradu, jašče žyvuju małodšuju siastru, a potym, viarnuŭšysia, pabačyŭ na jaje tvaryku źmiorzłuju ślazinku…

Ty b nikoli nie zdoleŭ napisać pra hety, prabač, «epizod» z pačatku tvajho žyćcia, kali b dobraachvotna nie ŭzvaliŭ na siabie ŭvieś ciažar hetaj ślazinki, usiu vinu za jaje.

Usie tvaje knihi vyraśli z hetaj ślazinki.

Usie jany — dobraachvotnaje asabistaje pakajańnie za paŭsiudnaje zło.

Pakajańnie, jakoje ty niasieš u siabie zamiest nas — ci to čytačoŭ, ci to hramadzian, ci to naroda…

Tamu ja nie viedaju, dzie pravieści padzieł pamiž taboj piśmieńnikam i taboj čałaviekam. Navat kali ŭ čarhovy raz abrabavali tvaju chatu ŭ znakamitych staražytnych miaścinach pad ahulnaj nazvaj Dudutki, ty škadavaŭ ab hetym tak, byccam sam vinavaty ŭ tym, što śviet naradziŭ hetkich złodziejaŭ. I złodziejaŭ, jakich u čarhovy raz pajmali, ty škadavaŭ: viaskovyja padletki, amal dzieci, dva chłopčyka i dziaŭčynka… Ja byŭ śviedkam taho, jak dapytvałasia ŭ ciabie śledčaja, kolki hrošaj kaštujuć zrabavanyja i znojdzienyja rečy, jaki vystavić rabaŭnikam isk. Ty niešta miamliŭ u adkaz, machaŭ rukoj u niejkaj rospačy, ciabie było vidavočna niajomka…

— Da,— pramoviła śledčaja, — pašancavała rabaŭnikam z paciarpieŭšym.

— Jaho ciarpieńnia, da vašaha viedama, chopić na ŭsich rabaŭnikoŭ śvietu, — pažartavaŭ tady ja. I padumaŭ: nu, čym nie Tałstoj razam z Machatmaj Handzi?!

Ale jaki žart, kali ty i sapraŭdy pierakanany, žyćciova pierakanany ŭ tym, što Zło nie vyciskajecca złom. Što kolkaść Zła ŭ hetym śviecie zaležyć ad kolkaści Dabra, što tolki pavialičeńniem Dabra možna źmienšyć i navat pieraadoleć Zło…

Nie, ja nie viedaju, dzie pravieści padzieł pamiž taboj piśmieńnikam i taboj čałaviekam, kali ty vodziš mianie pa svajmu sadu ad adnoj jabłyni da druhoj, ad adnoj hruški da druhoj… Hustalistaje, trochi pažoŭkłaje ad žnivieńskaha sonca hallo śviecicca ciažkimi sakavitymi pładami, ja sprabuju ich na smak i słuchaju, jak raspaviadaješ ty pra dzički, jakija prynosiš ź lesu, i pryščeplivaješ da ich kulturnyja, tak by mović, čaranki…

— Adno nie mahu, — pryznajošsia ty, — abrazać drevy. Nie mahu rezać pa žyvomu…

I va ŭsim tym mnie taksama padajecca niejki simvał, niejkaja mietafara: pierakručanaja viatrami dzička, da jakoj pryščieplena suśvietnaja kultura, z čaho i naradžajecca sapraŭdnaje mastactva słova, sapraŭdny mastacki tvor. Ale toje, što dla mianie, ci kahości jašče, simvał, mietafara, dla ciabie – samo žyćcio.

Ja zrazumieŭ heta jašče tady, kali my ŭpieršyniu pajechali razam na tvajo Paleśsie, na tvaju  Słuč, u tvaju Vilču, dzie byŭ paśla vajny tvoj dziciačy dom, ź jakoha pačałosia tvajo fezeušnickaje, potym šachciorskaje i žurnalisckaje błukańnie pa razdarožžach Sibiry.

My jechali ceły dzień, praz Babrujsk i Paryčy na Rahačoŭ, a potym u vialikuju viosku z pałochajučaj nazvaj Kiścieni, pa-za ŭskrajku katoraj archieołahi raskopvali fieadalnuju, pa navucy, siadzibu 12-13 stahodździaŭ, i ŭžo dakapalisia da papiališča, na jakim taja siadziba i skončyła svoj karotki viek. Ty pamiataješ, jak znajšli jany zahornuty ŭ reštki niejkaj anučcy kład z załatych i srebranych juvielirnych vyrabaŭ, prychavany haspadarami, a chutčej za ŭsio, samoj haspadyniaj siadziby ad niejkaj navały pierad tym, jak syjści ŭ histaryčny niabyt? My zanačavali tam, u archieołahaŭ, ledź nie na haradziščy, na vysokim bierazie Dniapra, adkul adčyniaŭsia voku čaroŭny, nie viedajučy času, dalahlad. I ŭsiu noč niechta stahnaŭ i płakaŭ žanočym hołasam nad haradziščam i tym dalahladam. Ranicaj my daviedalisia, što heta była Hałoska, čas ad času jana źjaŭlajecca na haradziščy, kali chto-niebudź jaje pakryŭdzić ci napałochaje. U tuju noč jana šukała, mabyć, svoj kład…

U Vilču my dabralisia nadviačorkam, kali zachodziačaje sonca ŭžo pafarbiła čyrvonym zołatam bialutki piasok na Słučy. Jak rodnaha, sustreła ciabie Nina Hryhorjeŭna, udava Mirona Saroki – dyrektara dzietdoma i tvajho vychavaciela paśla vajny. Nikoli nie zabudu, jak častavała jana nas paleskaj kłubnikaj z małakom, a potym pakłała mianie, stomlenaha doŭhim padarožžam, ŭ takija puchaviki na vierandzie, jakich nikoli ŭ maim žyćci nie było. Ty ž, pakul ja śniŭ siabie ŭ dziacinstvie, pajšoŭ na Słuč. My doŭha plaskalisia ŭ joj, kali ja pračnuŭsia, a potym pajšli da toj chaty, jakuju vy, dzietdomaŭcy, vyratavali kaliści ad pažara…

Ty pajechaŭ tady ŭ Vilču nie prosta dziela taho, kab naviedać miaściny dziacinstva. Ty kupiŭ tuju chatu, doŭha i pracavita ładziŭ u joj žyćcio, śviedkami i navat udzielnikami jakoha byli mnohija dobryja ludzi: ad byłych dzietdomaŭcaŭ, raskidanych pa śviecie, da Alesia Adamoviča i Vasila Bykava…

Mianie zaŭsiody ŭražvała, jak ciahnucca da ciabie dobryja ludzi, mnohim z katorych ty daravaŭ praciah žyćcia na staronkach svaich knih.

Navat tady, kali jany pamirajuć tam raniej, čym u žyćci. Ja dobra pamiataju tvajo siabroŭstva z Vasiej Dziatłavym, tvaim Leciečkaj, ź jakoha esesaŭskija nieludzi-daktary vysmaktali dziciačuju kroŭ, ab čym ty napisał, mabyć, samuju praniźlivuju svaju apovieść «Sud u Słabadzie». Jak moh, ty dapamahaŭ svajmu siabru. A potym jaho nie stała. Niama.

Niama zaraz taho haradzišča ŭ Kiścieniach – nakryŭ Čarnobyl, nakryŭ, jak bačyš, nie tolki prastoru, ale i čas.

Niama zaraz u ciabie i toj chaty ŭ Vilčy.

Niama Bykava i Adamoviča, tvaich papiarednikaŭ, a pa sutnaści, pradvieśnikaŭ tvajho litaraturnaha žyćcia.

Ale jość ty.

I jość Hałoska z «Nierušy» – tvaja Biełaruś.

Tvaja duša, tvaja mova, tvoj los.

…U filmie «Znaki losu. Viktar Kaźko» jość adzin žachlivy, i adnačasova… nie, nie znajdu ja patrebnaha słova, tvoj uspamin.

Ź niekali pačutaha ad rodnaj babuli ty raspaviadaješ, jak znajšła jana ciabie ŭ Azaryckim kancłahiery, kudy padaŭsia ty ad zahinuŭšych maci i siastry, pajšoŭ za darosłymi. Znajšła i paniesła da siabie ŭ viosku, bo sam iści ty ŭžo nie moh. Niesła jana ciabie praz pole, napramki, a na miažy kryčaŭ niešta, skakaŭ, lamantavaŭ i machaŭ kijočkam niejki dziadok. Kali dajšła da jaho, vyśvietliłasia, što niesła jana ciabie praź minnaje pole. Uzdychnuŭ dziadok z palohkaj i kaža:

— Niechta, vidać, vielmi choča, kab hety chłopčyk žyŭ…

Niechta, vidać, vielmi choča, kab žyła Biełaruś.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?